Chyba najdziwniejsza piwna propozycja w tym roku trafiła do sklepów. Piwo z dodatkiem owoców i gałęzi jałowca oraz drożdży piekarskich? Niegotowane, tylko od razu szczepione czymś, co stanowi główny składnik ciasta? W dodatku bez gazu? „Prapiwo”, które ma swoje korzenie dochodzące nawet do 500 lat? Przecież to nie może się udać. Czy, aby na pewno? Czy PINTA nie strzela sobie samobója? A może najzwyczajniej w świecie mają jaja? Zapraszam do lektury!!!
Grudzień upłynie pod znakiem piw świątecznych. AleBrowar przyszykował miodowo-przyprawowe Christmas Ale. Browar Widawa & Browar Kopyra również obrali podobny kierunek. Tylko Browar PINTA postanowił pójść na całość. No, bo jak nazwać wypuszczenie na rynek tak dziwnego i praktycznie nieznanego nikomu stylu (Sahti)? Mało kto wiedział jak powinno smakować, więc zaciekawienie było spore. Sama ekipa odpowiedzialna za ten twór przemawia do Nas na etykiecie następującymi słowami – „Zastanów się dwa razy zanim kupisz.” Dlatego nazwa Koniec Świata jest jak najbardziej na miejscu. Do tego wiadra i chochle, które służyły do serwowania wersji beczkowej na premierze… Wszystko to zaś zbiegło się z dosyć mało sympatyczną sytuacją, która „zaowocowała” tym, że nowa warka Jak w Dym pojawi się tylko w wersji beczkowej. Oficjalne stanowisko PINTY jest takie: „Piwo rozlane do butelek pod koniec listopada zawiera śladowe ilości dwutlenku węgla i dalece niesatysfakcjonującą pianę. Mimo że aromat i smak Jak w Dym 2012 są naprawdę w porządku, to brak nagazowania zmusza nas do rezygnacji ze sprzedaży niepełnowartościowego piwa.” Oby wszystko wyjaśniło się jak najszybciej. Ja tymczasem przejdę do sedna. Koniec Świata charakteryzuje się następującymi parametrami: 7,9% alkoholu i 19,1% ekstraktu. Etykieta nawiązuje kolorem do zimy i kraju, z którego wywodzi się Sahti. Do tego motyw z czymś, co uderza w kulę ziemską. Podoba mi się.Pora otworzyć. Przelewam do dedykowanego szkła. Piana urasta do średnich rozmiarów. Ponadto jest ona drobnoziarnista i finalnie była obecna do końca w postaci jedno centymetrowego kożucha. Do tego pięknie oblepiała szklankę. Kolor to bardzo mętny, ciemno zółty (gnijący banan) odcień.Nie ma już odwrotu. Zapach jest „inny”. Są drożdże, banany, czarna porzeczka i coś dziwnego. Smak to z kolei uczucie pełni i typowego „naładowania”. Czuć sporo drożdży, jałowiec i lekką kiszonkę. Wraz z ociepleniem pojawiają się lekko żytnie nuty. Z czasem przychodzą mi skojarzenia z weizenem. Całość treściwa i dziwna. Wysycenie praktycznie zerowe.
Podsumowując, Koniec Świata to bezprecedensowe i specyficzne piwo, które zasługuje na swoją nazwę. Ciężko mi powiedzieć, czy jest dobre lub nie, ale wypiłem całe bez większych wzdrygnięć. Pomimo tego wiem, że było to jednorazowe podejście. Jednak z pewnością świąteczny wyrób PINTY zyskuje tym, że jego autorzy zaryzykowali i wypuścili na rynek coś, co mocno odbiega od standardów. Trzeba mieć jaja i dlatego należą im się słowa uznania.
Piwo do nabycia w sklepie Rodzinka-Bis w Warszawie, na ul. Pejzażowej 2 lok.U-2!!
Nie gadaj, że było to jednorazowe podejście. Sam widziałem, jak w Gorączce Złota też piłeś 😛
Hahaha ! 🙂
Gorączka Złota się nie liczy 🙂 Tutaj chodziło mi o wersję butelkową 🙂
W zasadzie to można się uprzeć, że to nie jest piwo, ale bardzo się cieszę, że kupiłem więcej niż jedną butelkę, bo chcę powtórzyć to dziwne doświadczenie 🙂
PS. Wkradła się literówka – 7,9%
Dziękuję. Już poprawiam.
Mnie to piwo trochę przypomina inne piwo z Pinty – Viva la Vita. I zdecydowanie wolę Viva la Vita, bo ma bardziej zdecydowany egzotyczny smak i lepszą goryczkę w tle. Ale Końca Świata też warto popróbować.
Viva La Wita to jeden z moich faworytów, a Koniec Świata jest jednak jednorazową przygodą.
Jak się ma wersja butelkowa w porównaniu do tej beczkowej?
Wydaje mi się, że wersja butelkowa jest bardziej przystępna niż beczkowa. Jednak przy tak specyficznym smaku ciężko wskazać jakieś znaczące różnice.
„szczepione czymś, co stanowi główny składnik ciasta”
mąką??!!
Przykro mi, że nie chciałeś zrozumieć. Bez drożdży możesz nasypać nawet 100 kg. mąki i nic z tego nie wyjdzie…
Otworzyłem butelkę – powąchałem . Ciekawy zapach . Orzeźwiający , po przelaniu do szklanki bardziej intensywny . Czas na pierwszy łyk .
Xeno – Vive przypomina mi jedynie kolorem , bo smakowa zupełnie odmienne .
W smaku przede wszystkim drożdże , ale nie takie ordynarne jak w kiepskich wyrobach z Białegostoku , bardziej przyjemne niż przeszkadzające .
Po długim łyku- taki na pół szklanki , lekko , gdzieś tam z tyłu podniebienia coś jakby nieśmiały jałowiec . I dobrze , bo nie przepadam za nim . Chociaż jakby było go nieco więcej .
Konkluzja na koniec . Ciekawe piwo , nawet bardzo . W odróżnieniu od przedmówcy kupie jeszcze jedna butelkę i schowam w piwnicy obok Brackiego Rachbocka i Dziadka Mroza na co najmniej 5-6 miesięcy .
A dzisiejsze piwo muzycznie oprawia : Blind Guardian – Fly , Blind Guardian – Mirror Mirror , Blind Guardian – Whell of Time 😀
Mam już, czekam z otwarciem na koniec świata. Dużo oczekuję, bo mam pewne przemyślenia i tuszę, że nie będzie tak sknocone jak inne premiery, których w tych dniach latoś wielkie zatrzęsienie…
Dokładna recenzja tutaj: http://www.piwo.org/topic/8424-blog-kopyra-koniec-swiata/#entry179465
Ja jałowca nie wyczułem jako sensu stricte niego.
Pingback: Saint No More, czyli wróć prawdziwy Mikołaju | Smak Piwa
Pingback: Perła Winter, czyli zimowy radler | Smak Piwa
Pingback: Keizer Karel Goud Blond, czyli jak chomikować piwo przez 4,5 roku | Smak Piwa
Pingback: PINTA Oto Mata IPA, czyli piwo z ryżem | Smak Piwa
Pingback: Gruit Kopernikowski, czyli bezchmielowy lawendziak | Smak Piwa
Pingback: Czerwony Kapturek, czyli urodzinowy eksperyment | Smak Piwa
Pingback: PINTA Ce n’est pas IPA, czyli dziwne piwo w nudnym stylu | Smak Piwa